Rytuał
>> 29 grudnia 2011 –
Diary
Dziś dokonałem niesamowitej obserwacji. Po tym jak rano wstaję, wychodzę z psem, wracam, zalewam zmieloną kawę wodą. Kubek stawiam do przestygnięcia ponieważ nie umiem pić niczego gorącego. Do pierwszego łyka jestem bardzo rozkojarzony i żadna robotka nie idzie. Kontroluję co chwilę temperaturę dotykając kubka. Kiedy stwierdzam, że jest OK - piję pierwszy łyk kawy o optymalnej temperaturze i najlepszych walorach smakowych - po tym akcie dopiero zaczyna mi się dzień. Dziś dopiero zwróciłem uwagę na przebieg tego procesu i zmianę mojego nastroju po pierwszym łyku. Mmmm...